Nonźródła:Co piszczy i jęczy w Morrowind
To tutaj, w tej małej chatce, w atmosferze świętości pisał swe kazania arcykapłan Tholer Saryoni.
Tholer Saryoni cisnął w kąt kolejną kartkę papieru. Próbował spisać swoje przemyślenia z piekła, zwanego pieszczotliwie domem, aby nikt inny nie wpadł już nigdy więcej w takie gówno. Jak na razie za każdym razem uciekało mu sedno sprawy. Nagle drzwi do chatki otworzyły się. Stanęła w nich jego żona, natychmiast wypełniając sobą cały otwór. W takich chwilach zastanawiał się, gdzie podziała się Velanda Omayn, ta zgrabna kobieta, z którą żenił się dwadzieścia lat temu.
Babon trzymał w ręku kosz na jaja kwama. Tholer postanowił to zignorować i dalej wpatrywał się w leżącą przed nim kartkę papieru. Jak zawsze, gdy kobieta miała coś, co mogło służyć za broń.
- – Choler! Ucho się urwało! – ryknął nagle babsztyl.
Lordzie Viveku, daj mi cierpliwość, pomyślał Saryoni. Nagle poczuł, że wstąpiła w niego myśl, a nawet Myśl. Zdecydował się zacząć swoją historię od inwokacji do pierwszego z Trójcy. Vivek był patronem słowa pisanego, dzięki czemu na pewno początkującemu autorowi pójdzie lepiej. Ponadto ośmielił się nieśmiało zauważyć:
- – Tam na początku jest „T”…
- – Coś tam mówił? – Babon zamachnął się ostrzegawczo koszem. – Gdybyś zajął się czymś normalnym, moglibyśmy zamieszkać w mieście, a nie na tym zadupiu… Jedlibyśmy prawdziwe mięso, a nie te obrzydliwe jaja przerośniętych mrówek, gdyby nie ta twoja pisanina…
Tholer nic nie odpowiedział. W jego myślach już formowało się natchnione przez boga dzieło, które miał stworzyć. Nazwie je, o ironio, kazaniami, aby nikt już nie wpadł w podobne sidła.
W porę uchylił się przed lecącym w jego stronę koszem. Miał w tym wieloletnią praktykę…
Śmierć lorda Nerevara jest jednym z najbardziej tajemniczych momentów w historii Dunmerów.
- – Nie mogę tak po prostu wyjść i powiedzieć, że mają tam iść i umierać w walce z Dwemerami. Przecież większość z nich to rolnicy! Nic ich nie obchodzi polityka! – rzekł Sethas Nerevar. Zwracał się do swojego przyjaciela i zastępcy, Lethiana Vehka, zwanego Vivekiem.
Vivek nie wyglądał na zbyt zaskoczonego jego reakcją.
- – Mam coś, co ci pomoże się do tego zmusić – odparł i mrugnął porozumiewawczo.
- – Polej jeszcze trochie! – stwierdził Nerevar.
- – Nie powinieneś aż tyle pić – odpowiedział Silas Sotha, zwany Sotha Silem, który w międzyczasie dołączył do pijących. – To wystąpienie jest jednak dość ważne, masz zagrzać żołnierzy do boju.
- – Przecie ja jestem czeźwy! – stwierdził Hortator, po czym beknął.
- – Sujamma się skończyła – odparł na pozór bez związku Vivek. – Skoroś trzeźwy to może skoczyłbyś po nową porcję.
- – Czemu nie! – rzekł Nerevar, zataczając się lekko.
Następnie podążył chwiejnym krokiem ku wozom z zaopatrzeniem. Droga tamże prowadziła krawędzią wysokiej na kilka metrów skarpy. Vehk z narastającym przerażeniem obserwował jak Sethas zachwiał się na krawędzi i, zanim ktokolwiek zdołał go powstrzymać, runął w przepaść.
- – Ja pierdolę! – skwitował zajście Vivek.
- – Lepiej nie pierdol tylko módl się do Azury, żeby ten idiota przeżył – odparł natychmiast Sotha Sil.
Niestety dla nich Nerevar leżał na dole zupełnie nieżywy.
- – Cholera jasna! – westchnął Vehk. – Teraz nas oskarżą o morderstwo albo Daedry wiedzą co jeszcze… chyba że zdołamy zdjąć z siebie jakiekolwiek podejrzenia. Ty, Sil, jesteś magiem, co nie?
- – Nie żartuj, trzeba było trupa żebyś to zauważył? – Sotha Sil był co najmniej równie rozgorączkowany, co Vehk.
- – Świetnie. Dałbyś radę ściągnąć tu kilka krasnoludzkich zwłok?
- – Oczywiście. Proste zaklęcie przywołania wystarczy…
- – Kurwa, chodziło mi o takie zupełnie martwe trupy. Z kompletnym wyposażeniem bojowym.
- – Aaa… to trzeba było tak od razu. Pewnie, że mogę. To nawet prostsze.
Zanim Vivek zdążył odpowiedzieć wokół trupa Hortatora pojawił się zwłoki krasnoludów w liczbie trzech. Wszyscy byli zakuci w zbroje po zęby, a w dłoniach nadal ściskali topory.
- – Tak… To teraz wystarczy, że powiemy, że zostaliśmy napadnięci i nie zdołaliśmy ocalić wielkiego lorda Nerevara. Przy odrobinie szczęścia nawet nie wyślą nas za to wszystko na szafot.
Vehk nie mylił się, przynajmniej w części. Oczywiście znaleźli się tacy, którzy stwierdzili, że śmierć Nerevara była efektem zamachu przygotowanego przez niego i Sotha Sila, ale było to już dużo później – gdy obaj stali się, wraz z wdową po Nerevarze, nieśmiertelnymi bogami Morrowind.
Śmiertelne spaczenie, nazywane także boską chorobą, jest jednym z najbardziej niebezpiecznych schorzeń na Vvardenfell, a być może nawet w całej Tamriel.
Drogi Baladasie
Zapewne ucieszy cię fakt, że budowa schronienia dla naszego wspólnego przyjaciela ma się już ku końcowi. Tak jak ustaliliśmy wcześniej, to miejsce ma stać się też przytułkiem dla dotkniętych boską chorobą. Dzięki temu będziemy pewni, że nikt nie wykryje tożsamości naszego przyjaciela, a on będzie mógł w spokoju poświęcić się badaniom zagadki.
Poczyniłem już wstępne badania nad dotkniętymi boską chorobą i wynika z nich, że pacjenci, choć na skutek degeneracji mózgu wzrasta u nich ogólna agresja, nie są agresywni w stosunku do osób, które poznali zanim popadli w szaleństwo.
Należy przy tym nadmienić, że wbrew powszechnej opinii choroba przez pierwsze siedemnaście dni rozwija się niemal bezobjawowo. Dopiero potem pojawiają się pierwsze zmiany fizyczne – w dziewięciu przypadkach na dziesięć otwarte rany prowadzące do śmierci, w jednym przypadku na dziesięć zgrubienia podskórne – oraz psychiczne – wzmożona agresja oraz obniżenie predyspozycji intelektualnych.
Większość chorych z objawami pierwszego typu umiera bez pomocy uzdrowiciela po dalszych trzech dniach. W innym wypadku następuje dość gwałtowny rozrost masy mięśniowej i dalsze ogłupianie – zdolność czytania zanika po kolejnych osiemnastu dniach, mowy po dwudziestu sześciu. Później znikają wszelkie bariery psychologiczne – chorzy dążą do brutalnego zaspokajania swoich potrzeb, co prowadzi do kanibalizmu oraz nieustającej masturbacji. Co ciekawe, dotknięci boską chorobą wydają się być odporni na jakiekolwiek inne schorzenia, a przynajmniej do takich wniosków doszedłem patrząc na to, co jedzą.
A co tam u Ciebie, przyjacielu? Czy znalazłeś jakąś literaturę, która mogłaby pomóc naszemu koledze rozwiązać zagadkę? Mam nadzieję, że nikt nie sprawia Ci problemów?
Twój Divayth
Drogi Divaythu
Miło przeczytać, że wszystko idzie swoim torem. Mam tylko nadzieję, że udało ci się nie wzbudzać zainteresowania kretynów ze świątyni Trójcy. Nie potrzebujemy nalotu inkwizycji, zwłaszcza, że nasz przyjaciel mógłby rzucić nowe światło na wiele wydarzeń… na które lepiej nie rzucać żadnego światła.
W Arvs–Drelen panuje ostatnio niemal całkowity spokój. Moi słudzy starają się, aby nikt ani nic nie przeszkadzało mi w badaniach. A te powoli posuwają się naprzód. Niespełna dwa dni temu otrzymałem pewien rzadki wolumin, który zawiera listę pozycji mogących zaciekawić naszego przyjaciela.
Niestety nie słyszałem wcześniej o żadnym z tych tytułów. Autor zarzeka się, że każdą z tych ksiąg można znaleźć na Vvardenfell, gdy jednak podaje ich dokładną lokalizację, dwemerowe nazwy nic mi nie mówią. Z drugiej strony ciężko uwierzyć, że nędzne kilka tysięcy lat wystarczyło, aby całe miasta zapadły się pod ziemię… W takich chwilach żałuję, że nie odwiedziłem wyspy, gdy krasnoludy jeszcze chodziły po ziemi. Niestety błędów przeszłości nie da się już naprawić.
Napisz, gdy już skończysz budowę swojej wieży i tego… hospicjum. Chętnie się dowiem czy ktokolwiek zechce tam wysyłać swoich krewnych. W innym wypadku cała przykrywka będzie na nic.
Twój Baladas
Drogi Baladasie
Tunele pod Tel Fyr są już ukończone. W zasadzie mógłbym już przyjmować pierwszych pacjentów, mam niestety pewien problem.
Potrzebuję wymyślić jakąś wpadającą w ucho nazwę, dzięki której rodziny zarażonych zaczną ich chętnie do nas wysyłać zamiast ćwiartować na drobne kawałeczki w akcie dziwnie pojętego miłosierdzia. Zupełnie jakby nieustająca masturbacja była aż takim strasznym losem.
W każdym razie jedyne, co udało mi się wymyślić do tej pory to „Dom zboczonych”, od tej ich masturbacji. Problem w tym, że ta nazwa pasuje bardziej do taniego domu uciech cielesnych niż hospicjum. Na dodatek mogłoby to posłużyć do bardzo niewybrednych żartów na mój temat w rodzaju „Domu zboczonych Dewianta Świra”, czego wolałbym uniknąć.
Liczę, że pomożesz mi sobie z tym poradzić i już niebawem będziemy mogli rozesłać odpowiednie ulotki po Vivek i Molag Mar. Jak myślisz, czy wykorzystanie do tego celu kościejów będzie odpowiednie czy też jednak powinienem wysłać kogoś bardziej żywego?
Twój Divayth
Drogi Divaythu
Faktycznie ta nazwa jest dość problematyczna. Niemniej w końcu udało mi się znaleźć pewien konsensus – „Dom spaczonych”. Ponieważ jesteś pierwszą osobą, która zaczęła badać naukowo boską chorobę, trochę słowotwórstwa nie zaszkodzi… Sama nazwa wydaje się dobra, biorąc pod uwagę jak dalece choroba wypacza umysł. Co prawda nie przeszkodzi to kretynom nazywać Cię świrem i dewiantem, ale my, wielkie umysły, nie powinniśmy zaprzątać sobie nimi głowy.
Co się zaś tyczy roznoszenia ulotek, nie powinieneś chyba używać kościejów. Zastanów się jakbyś się czuł jakby wiadomość dostarczył ci ożywieniec… Raczej nie odniósłbyś wrażenia, że jego pan traktuje cię poważnie, prawda? Do tego pozostaje kwestia ciasnoty umysłu niektórych, a zwłaszcza strażników świątynnych. Mógłbyś przez to stracić wielu wartościowych sług, których odbudowa zajęłaby Ci wiele czasu, którego nam brakuje.
Mam nadzieję, że weźmiesz moje słowa pod uwagę.
Twój Baladas
Wyznawcy Szóstego Rodu mnożą się w zastraszającym tempie.
Ienas Alen, kapłan pełniący rolę odźwiernego w przytułku dla uzależnionych w Molag Mar wpatrywał się w siedzącego przed nim młodego Dunmera. Chłopak zachowywał się dość nietypowo – nie był pobudzony jak po księżycowym cukrze ani nie bełkotał jak po skoomie – toteż Alen musiał go wypyta o substancje, które mógł spożyć. Mimo wszystko postanowił zacząć od tych występujących najczęściej, być może zadziałała po prostu jakaś reakcja alergiczna.
- – Skooma? – zapytał.
- – Nie.
- – Księżycowy cukier?
- – Nie.
- – No to może spaczone mięsko?
Dagoth Ur rzucił przybyszem jak wścieknięty.
Chłopak rzucił się na Alena z pianą na ustach i tylko cudem kapłan uniknął rozszarpania gardła. Ienas przywołał cały swój skromny magiczny potencjał – znał się w zasadzie tylko na uzdrawianiu – i jakimś cudem zdołał sparaliżować napastnika. W tym samym czasie do recepcji wpadli dwaj strażnicy świątynni.
- – Wiecie, co z nim zrobić – stwierdził Alen.
Gdy strażnicy wyprowadzili chłopaka na zewnątrz, kapłan wrócił w spokoju do sączenia i tak zwietrzałej sujammy. Może i powinien się bardziej przejmować usłyszanymi jękami, ale zdecydowanie za mało mu płacili, aby chciało mu się grać siostrę miłosierdzia.
Gildia wojowników jest najpotężniejszą cesarską organizacją zrzeszającą najemników.
Gildia wojowników pragnie sprostować artykuł dotyczący jej działalności, który ukazał się we „Wspólnej Mowie” 22 Ostatniego Siewu 426 roku. Wiele z wymienionych przez gazetę praktyk znacznie wykracza poza statutową działalność organizacji i nie jest w niej tolerowana. W szczególności nieprawdą jest jakoby:
- Gildia nadzorowała i pośredniczyła w wymuszaniu haraczy – organizacja zajmuje się wyłącznie windykacją długów zaciągniętych zgodnie z prawem.
- Gildia udzielała schronienia bandytom i złodziejom – wspieramy naszych członków, także pomagając im rozwiązywać konflikty z prawem, ale potępiamy nielegalną działalność.
- Gildia popełniała morderstwa niewygodnych możnym osób –
większośćwszystkie zlecenia dotyczyły wyłącznie wyjętych spod prawa bandytów i zatwardziałych dłużników, którzy odmawiali spłaty zobowiązań. - Gildia zabijała własnych dłużników – w każdym wypadku dawaliśmy możliwość spłaty długu, jak również możliwość jego rozłożenia na raty obłożone dodatkowym procentem, zgodnie z cesarskim prawem.
- Arcymistrz gildii na Vvardenfell przyjmował łapówki – fakt, że jest on kolekcjonerem złotych piór jest powszechnie znany i nic dziwnego, że takie podarunki przynosili mu zadowoleni klienci.
- Członkowie gildii dopuszczali się zbędnej przemocy – zatrudniamy wyłącznie profesjonalistów, którzy do rozwiązań siłowych uciekają się jedynie w ostateczności.
Dalsze rozprowadzanie we „Wspólnej Mowie” fałszywych informacji sprawi, że redaktor naczelny dostanie wp gildia będzie musiała wejść na drogę sądową. Jednocześnie pragniemy poinformować, że w takim wypadku, choć kary za zniesławienie są bardzo wysokie, oferujemy redaktorowi możliwość zaciągnięcia u nas preferencyjnej pożyczki.
Yngling Półtroll, arcymistrz Gildii Wojowników na Vvardenfell
Kolejnym znakiem może być nadejście Śniących, głosicieli słów Dagoth Ura.
Cholerna wiedźma, pomyślał Garding Odważny, wielki nordycki wojownik. W chwili obecnej stał na rozstajach dróg za sprawą zdradzieckiej czarownicy, która rzuciła na niego zaklęcie niemal całkowitego paraliżu. Potem zabrała mu wszystkie rzeczy, z ubraniami włącznie. Być może nawet w świetle prawa sobie zasłużył, ale przecież każda kobieta powinna być mu wdzięczna za to, że postanowił pobłogosławić ją swoim nasieniem.
W każdym razie stał sobie na tych rozstajach już dobre kilka godzin. A takie stanie, zwłaszcza ostatnimi czasy i zwłaszcza w stanie całkowitego paraliżu, nie było zbyt bezpieczne z tego, co słyszał. Po drogach na całym Vvardenfell wałęsali się Śniący, nadzy, chorzy psychicznie wyznawcy tego szalonego boga, którego świątynni kapłani nazywali Dagoth Urem. Garding nie znał zbyt dobrze mitologii mrocznych elfów, ale chyba naprawdę był to ktoś, komu lepiej nie wchodzić w drogę.
Tymczasem w krzakach coś się poruszyło. Oby to były ogary, pomyślał wojownik. Wiedział, że wystarczyłoby, aby napiął mięśnie nagiej klaty, aby prymitywne bestie uciekły z piskiem.
Niestety los nie był dla niego łaskawy. Z krzaków wyłoniła się para Śniących. Przybysze ściskali w rękach gotowe do użycia maczugi.
- – Cesarska świnia! – ryknął jeden z nich i zamachnął się.
- – Yy… Czerwona Góra zsyła popiół i zarazę – improwizował Garding, nie mogąc ruszyć się z miejsca. – Popiół pochłonie wszystkich wrogów Szóstego Rodu! Cesarskie psy ugną się pod ciosami pięści Dagoth Ura!
Śniący zatrzymał się w połowie ciosu.
- – Od kiedy to nasz pan przyjmuje na służbę Nordów? Nie jesteś aby zakamuflowaną opcją cesarską? – zapytał.
- – Od momentu, w którym Dunmerowie zdradzili prawdziwe, wolne Resdayn – odparł Garding.
Śniący uśmiechnął się z zadowoleniem.
- – Słyszałeś, Ginith, nic tu po nas! – stwierdził.
- – Taa – odparł nazwany Ginithem drugi. – Chodźmy dalej. Jest wielu niewiernych, którym trzeba objawić prawdę Szóstego Rodu.
Gdy odeszli, Garding w dalszym ciągu przeklinał wiedźmę. Przy okazji błogosławił też własne szczęście, ale głupcom, a już zwłaszcza odważnym głupcom nigdy go raczej nie brakowało.
Traktat o wyższości
1. Wstęp
Poniższy traktat ma na celu jednoznaczne wykazanie, które z tradycyjnych budowli występujących w Morrowind są lepiej dostosowane do lokalnych warunków ze szczególnym zwróceniem uwagi na kwestie technologiczne, ekonomiczne oraz zdrowotne obu typów budowli. Pozwoli to dostosować projekty przyszłych osiedli mieszkaniowych planowanych do wybudowania w najbliższym czasie przez Kompanię Wschodniocesarską.
2. Technologia budowy
2.1. Fundamenty
2.1.2. Grzyby drążone
W przypadku grzybów drążonych rolę fundamentu przejmuje noga grzyba. Takie podejście rodzi pewne problemy, gdyż cała konstrukcja musi charakteryzować się w takim wypadku stosunkowo niewielkim geometrycznym momentem bezwładności, a środek ciężkości musi być ulokowany w osi nogi grzyba z uwagi na powstające w innym wypadku momenty zginające.
Osobnym problemem jest zapewnienie trwałości fundamentów. Kluczową rolę w tym odgrywa zabezpieczenie antykorozyjne nogi – zarówno pod względem biologicznym, jak i chemicznym. Dunmerowie stosują w tym celu smarowanie jej łajnem, jest to jednak rozwiązanie dość nieestetyczne i wywołuje charakterystyczny zapach. Aby dostosować takie domy do jakichkolwiek cesarskich norm należy zastosować raczej licencjonowane lakiery z Cyrodiil, choć ich użycie jest obecnie w fazie eksperymentalnej.
(…)
2.2. Ściany
(…)
2.2.3. Izolacja termiczna
W przypadku grzybów drążonych stosowanie ogólnie przyjętych materiałów ociepleniowych jest w zasadzie niemożliwe – użycie styropianu jest niemożliwe ze względu na nieregularne kształty budynku, wełna mineralna zaś posiada tendencję do przesiąkania, przed którą nie można zabezpieczyć stosując typowe izolacje przeciwwilgociowe, również ze względu na załamania ściany. Pewnym rozwiązaniem wydaje się stosowanie izolacji ze skór zwierzęcych, należy jednak nadmienić, że jest to rozwiązanie nietrwałe i wymagające ustawicznej konserwacji.
2.7. Ekonomika
Na etapie produkcyjnym budynki wykonane z grzybów drążonych wykazują się relatywnie korzystnym rachunkiem kosztów. W przeciwieństwie do budynków murowanych większość materiałów jest dostarczana na miejsce przez samego grzyba. Oznacza to, że jedynymi kosztami, jaki ponosi inwestor jest kwestia drążenia oraz zabezpieczenia alchemicznego budynku.
(…)
3. Eksploatacja (…)
3.4. Ogrzewanie
3.4.1. Grzyby drążone
W przypadku grzybów drążonych użycie jakichkolwiek źródeł ogrzewania polegających na użyciu ognia otwartego jest w zasadzie niemożliwe z uwagi na wysokie prawdopodobieństwo zapalenia się budynku. Ewentualnym rozwiązaniem jest stosowanie centralnego ogrzewania. Należy jednak w tym miejscu wspomnieć, że koszty CO są bardzo duże z uwagi na wysokie straty ciepła w procesie dostarczania wody do domów oraz brak dostępu do wysokoenergetycznego palnego surowca – zalesienie Morrowind jest bardzo niskie, a surowce kopalne w zasadzie nie występują.
(…)
4. Zdrowie i ochrona środowiska
4.1. Zapylenie
W przypadku grzybów drążonych występuje cykliczne okresowo silne zapylenie, wynikające z produkcji zarodników. Należy jednak zauważyć, że zarodniki są zbyt duże, aby wywoływać pylicę bądź jakiekolwiek inne choroby płuc.
W przypadku domów murowanych jest nieco inaczej – zapylenie występuje tylko w procesie produkcyjnym budynku, może być jednak groźne dla zdrowia.
4.2. Zatrucie materiałami budowlanymi
W przypadku grzybów drążonych ryzyko zatrucia zależy przede wszystkim od użytego rodzaju grzyba. W powszechnym użyciu do celów budowlanych są w zasadzie tylko zarodniki grzybów jadalnych, można więc uznać, że budowle z grzybów drążonych są całkowicie bezpieczne dla zdrowia. Odnotowano jednak przypadki zatrucia spowodowane spożyciem zabrudzonej części ścian celem powiększenia przestrzeni mieszkalnej.
W przypadku domów murowanych również większość materiałów jest bezpieczna dla zdrowia i nie powinno występować ryzyko zatrucia, pod warunkiem stosowania odpowiednich farb i lakierów.
4.3. Biodegradowalność
Budynki z grzybów drążonych są w pełni biodegradowalne. Ulegają samoistnemu rozkładowi na skutek działania czynników atmosferycznych oraz biologicznych. Ponadto można je wykorzystać jako paszę dla zwierząt. W procesie biodegradacji wszystkie materiały są nieszkodliwe dla środowiska, nie prowadzi to też do powstania szkodliwych związków chemicznych.
5. Wnioski
Mając na uwadze względy ekonomiczne i zdrowotne bezsprzecznym zwycięzcą niniejszej analizy byłyby grzyby drążone. Z uwagi na występujące trudności z utrzymaniem w nich właściwej temperatury należy ograniczyć ich stosowanie tylko na obszar, na którym nie ma konieczności ogrzewania. W północno-zachodniej części Morrowind zaleca się poprzestać na wznoszeniu droższych w budowie, ale tańszych i korzystniejszych w utrzymaniu budynków murowanych.
Według wstępnych analiz granica opłacalności przebiega przez Tel Vos na północnym wschodzie Vvardenfell, Czerwoną Górę, Vivek i Twierdzę Smutku, aby dalej odbić niemal prosto na zachód do granicy z Cyrodill (zob. rys. 5.1).
Ponadto z niniejszego traktatu, a konkretniej części poświęconej bezpieczeństwu pożarowemu, wynika niska przydatność grzybów drążonych jako twierdz, fortów i innych budowli o charakterze warownym ze względu na wysoką podatność na ogień. W takim wypadku znacznie bezpieczniej jest stosować budynki murowane.